31.08.2015

Lawendowa woda

Gorące dni znowu powróciły, i aż prosi się, aby schłodzić się czymś zimnym, smacznym a przede wszystkim zdrowym, i nie za słodkim. Rozwiązaniem może być delikatny napar z lawendy, z dodatkiem kilku dość podstawowych składników. 



Parzenie kwiatów lawendy w sposób, który podaje sprzedawca, może jest dobry, jeżeli chcemy wyciągnąć z nich wszystkie właściwości, ale tak przygotowany napar nie jest najsmaczniejszy. Mówimy tutaj o parzeniu 1 grama na 200 mililitrów wrzątku, w czasie 20 minut (w przypadku lawendy, 1 gram to około półtorej łyżeczki). 


Jednak do przygotowania wody lawendowej, używam 2 łyżeczek na około 600 mililitrów wody. Kwiatki zaparzam około 4 minut w dzbanku, z użyciem metalowego zaparzacza w kształcie kuli, który idealnie sprawdza się do różnych ziółek. Następnie w miarę chłodny napar wkładam do lodówki, aby schłodził się jeszcze bardziej. 


Do szklanki dajemy różne składniki, wedle upodobań. Mogą to być plasterki cytryny, limonki, kostki lodu, odrobina cukru trzcinowego, miodu, listki mięty, gałązki kwiatostanu lawendy, lub wiele innych. Następnie wcześniej przygotowany, zimny napar wlewamy do przygotowanej szklanki. 


Tak przygotowany napój świetnie gasi pragnienie, i stanowi idealną alternatywę dla słodkich napojów gazowanych, lub nektarów z kartonu. Delikatny smak lawendy idealnie współgra z cytryną. A brak jakiegokolwiek słodzika, jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem z możliwych. 

30.08.2015

Sencha Blue Sky: Sekrety Rzeszowa

Ostatni przystanek wakacyjny spędzimy w południowo-wschodniej Polsce, w Rzeszowie. A wszystko dzięki herbacie Sencha Blue Sky: Sekrety Rzeszowa. Poza tym, dzisiaj właśnie mija rok, od założenia tego bloga. 


Dlaczego taka nazwa, skąd dobór dodatków i ich kolorów? Jedyne co przychodzi mi na myśl, to herb... i to nie herb Rzeszowa, a województwa podkarpackiego, którego jest stolicą. Jego tło po prawej stronie jest czerwone, po lewej niebieskie. Tak samo w herbacie - czerwone płatki róży, i niebieskie płatki ślazu. Oprócz tego (nie znajdziemy, bo raczej wyczujemy) wyciąg owocu bergamotki i mango.

Herb województwa podkarpackiego
źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Herb_województwa_podkarpackiego


W związku z tym, że bergamotka wysuwa się na pierwszy plan, można herbatę potraktować, jak zieloną wersję herbaty earl grey, co daje iście wspaniały rezultat. 


Tym razem herbatę parzę w gaiwanie, pomimo, że w tym naczyniu aromatyzowanych nie przygotowuję. Dwa gramy na około 100 mililitrów wody o temperaturze 75*C. Parzenie 2 minuty. Pokusić się można o dwukrotne zaparzenie, które wydłużyłem o kolejną minutę. Smak jest raczej delikatny, z subtelną nutką bergamotki, przełamany jakimś owocem, ale nie twierdzę, że jest to mango. Poza tym jest fajna, jednak jeżeli szukamy w niej choć odrobinę smaku zielonej herbaty to raczej się rozczarujemy, bo go niestety nie znajdziemy. Pomimo to, jest to jedna z lepszych aromatyzowanych, zielonych herbat, z którymi miałem styczność. Chyba wszystko dzięki bergamotce... 


29.08.2015

O poranku: Wroclovetea Park

Z Katowic, nie zapominając o herbacie, jedziemy do kolejnego miasta, którym jest Wrocław.


Wroclovetea Park, to mieszanka, która jest dla mnie zagadką. We Wrocławiu byłem w swoim życiu niestety tylko raz, i było to bodajże w czasach pamiętnego gimnazjum. W związku z tym, zinterpretować samą nazwę jest mi niestety trudno. Park kojarzy mi się jedynie z wspaniałym zoo, które odwiedziliśmy. Natomiast love z Mostem Tumskim, na którym wiszą kłódki zawieszone przez zakochanych. Jednak Wrocław to dla mnie przede wszystkim: Panorama Racławicka, oraz Ogród Japoński, który wywarł wtedy na mnie największe wrażenie.


Kolory dodatków chyba nie odgrywają tutaj większego znaczenia, chociaż sam nie wiem... w herbacie znajdziemy trawę cytrynową, skórkę z pomarańczy, kawałki imbiru, oraz kardamon. Czarna herbata wzbogacona jest także o owocowe nuty mango i czerwonej porzeczki. Nie może zabraknąć także płatków, które niesamowicie dekorują aromatyzowaną herbatę. 

Susz pachnie mocno owocowo, cytrusowo. Delikatnie, jednak z łatwością między wszystkim odnajdujemy korzenny zapach kardamonu. Co do parzenia, to klasycznie, jak poprzednią, katowicką herbatę. Samych liści lubię dać mniej, gdyż smak odpowiada mi, kiedy jest lżejszy, i nie tak mocny. Siedem gram na pół litra wody jest dla mnie proporcją idealną. Parzenie zwykle oscyluje około 4 minut. 


Po czterech minutach uzyskujemy dość ciemny napar, którego zapach został zdominowany przez trawę cytrynową i kardamon. Gdzieś w tle możemy doszukać się także owocowej nuty mango. Smak pozbawiony goryczki, z cytrusowo-korzennym charakterem. Czyli smakiem, jaki ostatnio uwielbiam, i po który sięgam z przyjemnością.


Zostało mi jeszcze napisać, że herbaciana wycieczka zdecydowanie mi nie wystarczy, i koniecznie muszę znów wybrać się do tego niesamowitego miasta. 

27.08.2015

Energia: Spotkajmy się w Katowicach

Wakacje się kończą, a co gdyby przez ich ostatnie dni, dzięki herbacie "odwiedzić" kilka znaczących miast w Polsce? Takiemu rozwiązaniu mówię zdecydowane TAK... uwielbiam herbatę, kocham podróże, więc czemu by nie spróbować? 

Pierwszym miastem, któremu została zadedykowana herbata, to Katowice. Znam je dość dobrze, a w ciągu wakacji byłem tam bardzo często, gdyż mieszkam w sąsiedzkim mieście. Nie byłbym sobą, gdyby nie domysły, czy własna interpretacja nazwy herbaty. Słowo energia może dotyczyć czarnego złota czyli węgla wydobywanego między innymi na Górnym Śląsku, który jest źródłem tytułowej energii. Poza tym, wpadłem na pewien pomysł, dotyczący koloru mieszanki, o której mowa.
Znajdziemy tam oprócz herbaty assamskiej (reprezentant koloru czarnego) i palonej yerba mate (brąz), także płatki słonecznika (kolor żółty/złoty), łupki kakao (znowu brąz) oraz płatki bławatka (niebieski). I dokładnie te kolory znajdują się w herbie Katowic: złote tło, czarne urządzenie kuźnicze, brązowa belka drewniana, oraz niebieska woda, dająca energię, do napędzenia całej machiny (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Herb_Katowic). Oprócz tego znajdziemy tam ziarenka czerwonego pieprzu, których pomimo urozmaicenia kolorystycznego, nie mogę połączyć z czymś, co symbolizuje Katowice. Może ktoś ma jakiś pomysł? 


Herb Katowic
źródło: pl.wikipedia.org/wiki/Herb_Katowic

Jednak podczas fotografowania suszu, przyszedł mi do głowy jeden, malutki pomysł - ziarenka pieprzu mogą być symbolem korali, które są nieodłącznym elementem kobiecego, tradycyjnego stroju śląskiego. 


Co do samej herbaty, pachnie bardzo słodko. Aromat nie jest sprecyzowany przez sprzedawcę, jednak mnie przypomina on kokos. Czterominutowe parzenie daje brunatny napar, o silnym aromacie palonej mate, kokosu i kakao. Czy smak kojarzy mi się z Katowicami? -nie wiem, ale sama mieszanka tak. Czy ją polecam? -jest warta spróbowania, gdyż mieszanka smaków daje fajne odczucia. 

"Podróżując" do Katowic, herbatę zaparzyłem w kubku z motywem Warszawy, który wyszedł z ćmielowskiej fabryki. Idealnie sprawdziłby się do herbaty z tej samej serii, zadedykowanej Polskiej stolicy - Spacer po Warszawie, o której kilka słów było w >tym< poście



26.08.2015

Rooibos Africana

Rooibos, czyli znane (i przeze mnie bardzo lubiane) zioło pochodzące z Afryki. Najczęściej spotykamy go w postaci klasycznej, czyli fermentowanej. Jeżeli chodzi o jego wersję zieloną, to także jest znana, ale nie aż tak. Dzisiejsza herbatka, to połączenie tego klasycznego, z zieloną, niefermentowaną wersją. Oprócz podstawy, znajdziemy także dodatki, którymi są: trawa cytrynowa, skórka pomarańczy, i kardamon. Wszystko uzupełnione jest wyciągiem z pomarańczy i grapefruita.


Cała mieszanka pachnie wyjątkowo, bardzo owocowo-cytrusowo. Aromat jest bardzo silny, jednak nie gryzący, a przyjemny i wydaje się być orzeźwiającym. Z tego co wiem, to właśnie on zdecydował, że kiedy moi znajomi poczuli go, niespiesznie zdecydowali się na zakup tej herbatki.


Herbatkę zaparzam zwykle dwukrotnie, wrzątkiem, w papierowych filtrach. Pierwsze parzenie trwa 3 minuty, kolejne około sześciu. Napar jest jaśniejszy w porównaniu z tym, który znam z wersji klasycznego rooibosa, i wydaje się jakby "lżejszy". Kolejny napar jest delikatniejszy, jednak równie orzeźwiający i cytrusowy.


W smaku, obok cytrusów, wyczuwam nie do końca znany mi smak, i podejrzewam, że nadaje go kardamon, jednak nie jest on dominującym. Ogólnie uważam, że jest to pozycja i na lato i na chłodniejsze, niestety nieubłaganie nadchodzące wieczory, aby móc przenieść się pamięcią w ciepłe (czasem upalne) dni, które zasponsorowały nam tegoroczne wakacje.

20.08.2015

Lipton po raz drugi: Asian White

Dzisiaj kolejna pozycja, oferowana przez firmę Lipton. Jak dla mnie jest to herbata-zagadka, ponieważ dość interesujący jest całokształt herbaty w odbiorze przeze mnie, jako konsumenta. Na opakowaniu widnieje ogromny napis ASIAN WHITE, co może sugerować, że mamy do czynienia z herbatą białą. Jednak wczytując się w skład herbaty, czy też patrząc na mniejsze napisy z przodu opakowania, dowiadujemy się, że jest to herbata zielona. Ale najciekawsze jest parzenie (zwykle firma Lipton zaleca wodę o temperaturze 90 stopni dla swoich zielonych herbat), gdyż woda ma mieć [aż] 100 st.C. Muszę przyznać, niezła mieszanka.



Co do składu, to możemy przeczytać, że podstawowym składnikiem jest herbata zielona, w której 11% stanowią pączki liści. Dodatkowo jest tam 5,9% aromatu, oraz 0,8% płatków róży. Same listki przypominają mi herbatę, którą kiedyś zamówiłem, o nazwie Chun Mei. Również były zielono-szare, a w dotyku ich faktura była także bardzo podobna. Te jedynie są drobniejsze, gdyż dalej stanowią składnik herbaty ekspresowej.


Listki zaparzałem zgodnie z zaleceniami, przez 2 minuty. Sam napar wyszedł koloru głęboko żółtego, wpadającego w złotawy odcień. Zapach herbaty jest delikatny, kwiatowo-owocowy, przyjemny, i nie nachalny. Jednak najbardziej obawiałem się smaku (pamiętając o tych sławetnych 100 stopniach). I tutaj Lipton mnie nie rozczarował. Smak okazał się pozbawiony jakiejkolwiek goryczki. Na pierwszy plan wysunął się delikatny smak herbaty, oraz akcent aromatu owocu liczi.


Jeszcze co do samej herbaty, to rozszyfrowywałem jej opis, znajdujący się z tyłu opakowania. Kilka rzeczy pokryło się z moimi spostrzeżeniami, a kilka wyjaśniło moją niepewność. Otóż, Asian White stanowi połączenie zielonej, indonezyjskiej herbaty chunmee, oraz liści chińskiej, białej herbaty Snowbud. Być może ten dodatek zaważył o nazwie całej mieszanki. Przeczytać możemy jeszcze, że jej aromat, stanowi połączenie kwiatu róży, i owocu lychee. Jednak dalej nie rozumiem, skąd oni wzięli tę temperaturę.




Porównując ją z wczorajszą herbatą Liptona, ta wypada o niebo lepiej, i z radością przyznaję, że jeżeli miałbym wybrać herbatę ekspresową, którą zabrałbym ze sobą w podróż, ta byłaby jednym z lepszych wyborów, gdyż nie musimy troszczyć się o temperaturę, a przyzwyczajony do herbat zielonych, nigdy takich ze sobą nie zabieram, ze względu na brak termometru. 

19.08.2015

Lipton: Indonesian Sencha

Żyjąc z dnia na dzień, będąc w pracy, czy w podróży, przy okazji szukając wygody, możemy sięgnąć po herbatę ekspresową. Na półkach sklepowych znajdziemy ich całe mnóstwo. Od tańszych, po te droższe; od czystych, po aromatyzowane; od tych lepszej jakości, po gorszej. Niektóre z spotykanych herbat przykuły moją uwagę, i postanowiłem je zakupić. Niektóre całkiem dawno, i tak leżały, gdyż jakoś nie miałem odwagi ich otworzyć. Jednak pewnego razu spróbowałem, a o jednej z nich będzie w dzisiejszym poście.


Na celowniku mam dzisiaj herbatę firmy Lipton, o nazwie Indonesian Sencha. Już na samym pudełku, sprzedawca zapewnia nas, że herbata składa się z długich liści herbacianych. Widnieje także informacja, że herbata jest aromatyczna oraz kwiatowa. Ma ona stanowić namiastkę podróży do Indonezji, na wyspę Java.


Ogromny plus, za ciekawe opakowanie. Połączenie czerni ze złotem daje fantastyczny efekt. Natomiast wnętrze opakowania dopełnia resztę, i stanowi wspaniały wynik końcowy.


Co do samej herbaty, zacznijmy od liści: nie jest to pył herbaciany, i w piramidce możemy znaleźć większe listki. Dodatkowo widoczne są płatki róży, oraz coś, co jest chyba aromatem (przypomina mi to z wyglądu i koloru malutkie drobinki bursztynu).


Parzenie, które zaleca firma, to 200 ml wody, o temperaturze 90 stopni, oraz 2-3 minuty. Zdecydowałem się zaparzać herbatę w takiej temperaturze, z minimalnym, proponowanym czasem.


Napar jest głęboko żółty. Odcień ten wpada nawet w pomarańcz. Natomiast odnośnie do smaku, to może i jest kwiatowy czy owocowy, jednak według mnie, trafniejszym określeniem będzie landrynkowy. Herbata przypomina mi smak malutkich gum z dzieciństwa o nazwie Mino, lub białą oranżadę firmy Helena. Całość dopełnia jednak gorycz, która przeszkadza i lekko gryzie. Początkowo myślałem, że jest to wina temperatury, i diametralnie ją obniżając, zmniejszył się jedynie smak i aromat herbaty.


Herbatę oceniam ogólnie pozytywnie, w szczególności za opakowanie, a także za asocjację z czasami dzieciństwa. Gorycz, którą nam serwuje można polubić, lub się do niej przyzwyczaić, jednak i bez tego, można znaleźć lepsze herbaty ekspresowe. 

11.08.2015

Herbaciarnia "Czajnik" - Zabrze

W dzisiejszy, upalny dzień zaplanowałem krótką wycieczkę do Zabrza, aby wstąpić do Herbaciarni "Czajnik". Uwielbiam to miejsce, ponieważ klimat ma naprawdę świetny. Podesty, na których można usiąść są oddzielone od siebie, więc mamy tam swego rodzaju prywatny kącik. Chciałbym wybierać się tam częściej, jednak dość spora odległość mi na to nie pozwala.



Sama herbaciarnia jest wspaniałym miejscem, które stanowi zlepek różnych kultur. Podest, który wybrałem był z pewnością zadedykowany Tybetowi, a to za sprawą rozwieszonych tybetańskich flag modlitewnych.




Pomimo upałów, jakie mamy w ostatnim czasie, to wybór nie padł na mrożoną herbatę Ice Tea, a na chiński specjał Tai Ping Hou Kui, z którego otrzymałem dwa parzenia. Pierwsze z nich delikatne, jednak zdecydowanie mocniejsze od drugiego. Niestety nie miałem ze sobą żadnej kartki, na której mógłbym zapisać coś więcej. Pamiętam jednak, że napar miał ten niesamowity posmak, który charakteryzuje wyśmienite, chińskie herbaty. W menu można było przeczytać ciekawy opis jej opis, wraz z historią powstania:
"Tai Ping Hou Kui - Głowa Króla Małp. Jest [to] niezwykle rzadka herbata uprawiana w trzech wioskach ze specjalnej odmiany krzewów o wyjątkowo długich liściach. Legenda mówi, że pierwszy krzew tej herbaty wyrósł jako dar od króla małp dla ubogiego kmiecia, który zobaczywszy konającą małpę pochował ją z czcią. Aromat jest delikatnie kwiatowy, a smak lekko kwaśny". 

Przy wejściu do herbaciarni, znajduje się drzewo wiśniowe, z wspaniałym u dołu motywem japońskiej Sakury (przy którym np. został zrealizowany odcinek Czajnikowego o Hanami). Zawsze kiedy tam jestem, przyciąga to moją uwagę, ze względu na ciekawe "graffiti".


Przyznam, że polecam każdemu odwiedzenie tej herbaciarni. Klimat jest naprawdę wspaniały, a w oferowanym menu, każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. A jeżeli wybór będzie trudny, miła obsługa pomoże w dokonaniu trafnego wyboru.

Herbaciarnię Czajnik w Gliwicach odwiedziłem rok temu, a >tutaj< napisałem już o niej kilka słów.