Lubicie zielone herbaty z Korei? Osobiście, bardzo je lubię. I to dosłownie za wszystko - za wygląd liści, za ich zapach oraz kolor, za piękny odcień naparu, jego smak, aromat i przede wszystkim... za to że po prostu są. Jeszcze jakiś czas temu (fakt, dobre kilka lat), kiedy herbata istniała dla mnie wyłącznie zielona oraz czarna w formie ekspresówki, nie myślałem nawet, że herbaciany świat jest tak bogaty. Dzisiaj wiem, że decyzja, która przyszła tak nagle - żeby zacząć z herbatami na poważnie, była jedną z najlepszych moich decyzji.
Woojeon, ponieważ tej herbacie będzie poświęcony dzisiejszy wpis, pochodzi z najwcześniejszych zbiorów w Korei. W przypadku mojej - wykonywanych na wyspie Jeju. Nazwa Woojeon, po przetłumaczeniu na język polski oznacza tyle co sprzed deszczu. Stwierdzenie magiczne, zachęcające, ale i odrobinę tajemnicze. Mam nadzieję, że sama herbata nie będzie nic przede mną skrywać i okaże całe swoje piękno.
Zaparzę ją w malutkim czajniczku, wykorzystując 2,5g liści na 100ml wody, przestudzonej do temperatury 70 stopni. Pierwsze parzenie będzie trwać około 1 minuty.
Listki Woojeon pachną roślinnie z delikatną, jakby maślaną nutką, która łączy w sobie całość, aby już w zapachu zaoferować wszystko co najlepsze. Po przesypaniu do ogrzanego czajniczka nuty nasiliły się, a dominowała w nich ciekawa słodycz, spleciona ze wspomnianą roślinnością. Cudo!
Napar z pierwszego parzenia |
Napar z pierwszego parzenia miał delikatnie zielonkawy odcień. Aromat unoszący się znad czarki przypominał mi japońskie specjały, jednak smak to już inna bajka. Charakteryzował się tym, co w koreańskich herbatach jest najlepsze: granica pomiędzy smakiem chińskich i japońskich herbat wyraźnie rozmyta, jednak bardziej skłaniałbym się w stronę Kraju Kwitnącej Wiśni. Delikatny smak, z taką płynną, roślinną ale jakby podpiekaną nutą. Normalnie Amryta!
Drugie parzenie |
Kolejne parzenie, wydłużone od poprzedniego o pół minuty, dało napar o bardziej zdecydowanym smaku. Zabrakło w nim tej płynności, jednak w jej miejsce pojawił się delikatnie morski akcent. Roślinność, odrobinę inna, pozostała na swoim miejscu.
Trzecie parzenie trwało 2 minuty. W aromacie pojawiła się znowu japońska roślinność. Natomiast smak znowu był całkiem inny niż poprzednie - delikatnie rybny ze sporą dawką orzecha włoskiego. Czwarte, ostatnie, czterominutowe parzenie dało napar delikatny, zapowiadający koniec. Delikatna roślinność była niczym słowa dobranoc na pożegnanie (w końcu jest godzina 23:00).
Jestem pewien, że jest to dobra herbata dla osób, które twierdzą, że nie potrafią rozpoznać akcentów, jakie oferuje naturalna herbata, nie mówiąc o zauważaniu różnic pomiędzy poszczególnymi naparami. W przypadku Woojeon wszystko podane jest jak na tacy. Wystarczy się tylko nad nią pochylić, z pokorą do niej podejść i w skupieniu odrobinę się zastanowić.
O herbacie Woojeon można poczytać także na blogach: Herbaciany notes, Dado - moja droga herbaty oraz Herbatablog. Natomiast na blogu Mycupofgreentea znajdziecie wyczerpujący wpis na temat herbat pochodzących z Korei. Serdecznie zapraszam do lektury!