20.11.2017

Organic Japanese White Tea Zairai

Dzisiaj za oknem prószy śnieg. Co w tym nadzwyczajnego? Bo jest to pierwszy, namacalny po pięknym lecie. Natomiast analogicznie do białego śniegu, w moim gaiwanie znalazła się biała herbata? Co w tym nadzwyczajnego? Dla mnie to, że pochodzi ona z Japonii, a nigdy nie miałem do czynienia z taką ciekawostką. Degustacja japońskiego oolonga już była czymś. Jednak biała, to już dla mnie nie lada niespodzianka.



Jak podaje sprzedawca, produkcja tej herbaty jest limitowana, a liście Organic Japanese White Tea Zairai są ręcznie zbierane z krzewów kultywaru Zairai w mieście Gokase (prefektura Miyazaki, wyspa Kiusiu). Po rozpakowaniu herbaty czuję bardzo przyjemny roślinny akcent. Moje pierwsze skojarzenie... czuję świeże herbaty Darjeeling z pierwszego zbioru. Natomiast kiedy zajrzałem do środka, moim oczom ukazały się idealnie zachowane listeczki zielonego koloru, poprzeplatane cienkimi gałązeczkami.


W związku z tym, że herbaty nie mam zbyt wiele, a chciałbym co nieco z nią poeksperymentować, postanowiłem w miarę możliwości trzymać się jakichś określonych zasad parzenia (czego od dawna już nie praktykuję - no chyba że chodzi o coś tak innego, na dodatek w limitowanej ilości). Dlatego postanowiłem kierować się poleceniami sprzedawcy: woda o temperaturze około 70 stopni, 2 gramy herbaty na około 100ml wody. 


Liście w ogrzanym gaiwanie pachniały bardzo przyjemnie, dość intensywnie. Roślinność była spleciona z bliżej nieokreślonymi kwiatami. Cudeńko. 


Pierwsze parzenie (jak już wspomniałem - zgodnie z zaleceniami sprzedawcy) trwało 1 minutę. Po przelaniu naparu do szklanego morza herbaty ukazał mi się przejrzysty zielonożółty kolor herbaty. Aromat okazał się delikatny i owocowy. Natomiast smak był równie delikatny i bardzo słodki. Wyczuwalna była silna nuta pestki z wiśni. Słodycz pozostawała w ustach, jednak sam smak okazał się dość efemeryczny. Myślę, że odrobinę dłuższe parzenie mogłoby dać jeszcze lepszy rezultat. 



Kolejne parzenie wydłużyłem do 2min 30sek. Kolor miał podobny odcień, jednak był głębszy w porównaniu z poprzednim. Smak był bardzo gładki, nadal pestkowy, ze słodyczą, która mocniej rozwijała się w gardle. 




Od trzeciego parzenia postanowiłem zwiększyć temperaturę wody do około 80 stopni, jednak za pierwszym razem czas postanowiłem wydłużyć jedynie o 30 sekund. Kolejne trwały 5 i 10 minut. Tym razem kolor i smak były już bardziej zdecydowane. Napary przypominały mi chińskiego klasyka - herbatę Pai Mu Tan. Zastanawiam się tylko, czy wpłynęło na to zwiększenie temperatury, fakt, że było to już któreś z kolei parzenie... a może jedno i drugie? Nie będę gdybać, a zobaczę, jak będzie się zachowywać przy kolejnym naszym spotkaniu.