31.12.2016

Tie Guan Yin marki Red Seal Tea od Arti Unici

Czytając Księgę Herbaty O. Kakuzo, natknąłem się na taoistyczną przypowieść O poskromieniu harfy (źródło: O.Kakuzo: Księga Herbaty, wyd. Piaskowy Smok).


Kiedyś, w zamierzchłych czasach, w Wąwozie Lungmen stało drzewo Kiri, prawdziwy król lasu. Wystarczyło, żeby podniosło głowę, aby mogło rozmawiać z gwiazdami, a jego korzenie sięgały głęboko w ziemię, splatając swe brązowe zwoje z cielskiem srebrnego smoka, który spał w głębi. I zdarzyło się, że potężny czarownik zrobił z tego drzewa cudowną harfę, której upartego ducha ujarzmić mógł tylko największy z muzyków. Wiele lat przeleżała ona w skarbcu cesarza Chin, lecz wszelkie próby wykrzesania z jej strun melodii spełzały na niczym. Choć starali się z wszystkich sił, w odpowiedzi harfa brzdąkała chropawo i wzgardliwie w niezgodzie z nutami pieśni, które pragnęli odśpiewać. W żadnym nie chciała uznać pana. W końcu przybył Peiwoh, książę harfiarzy. Delikatną ręką objął harfę niczym ten, kto próbuje ugłaskać narowistego konia, i lekko dotknął strun. Śpiewał o naturze i porach roku, wysokich górach i płynących rzekach, i tak zbudził w drewnie drzewa Kiri wspomnienia. Raz jeszcze między jego gałęziami igrał słodki oddech wiosny. Młodzieńcze wodospady tańczące w wąwozie śmiały się do rozkwitających kwiatów. Wkrótce rozbrzmiały senne głosy lata, a w nich — roje owadów, łagodny stukot deszczu, śpiew kukułki. Słuchajcie! Oto grzmi tygrys — dolina znów odpowiada. Jest jesień, w pustce nocy księżyc ostrym jak miecz blaskiem oświetla oszronioną trawę. Teraz rządzi zima, w ciężkich od śniegu przestworzach krąży stado łabędzi, a grzechoczące kulki gradu uderzają o konary drzewa z gwałtowną rozkoszą. Wówczas Peiwoh zmienił tonację i zaczął śpiewać o miłości. Las kołysał się jak pogrążony w głębokiej zadumie namiętny kochanek. Po nieboskłonie niczym wyniosła panna przemknęła piękna, jasna chmura, lecz przechodząc, rzuciła na ziemię długie cienie, czarne jak sama rozpacz. Melodia znów się zmieniła; teraz Peiwoh śpiewał o wojnie, o dźwięczącej stali i tętencie rumaków. W harfie obudziła się burza nad wąwozem Lungmen, smok ujeżdżał błyskawicę, grzmot jak lawina przetoczył się przez góry. Upojony pięknem chiński monarcha spytał Peiwoha o sekret jego zwycięstwa. 
― Panie ― odrzekł ― inni zawiedli, gdyż śpiewali tylko o sobie. Ja pozwoliłem harfie wybrać pieśń i sam dobrze nie wiem, czy to harfa była Peiwohem, czy Peiwoh harfą.


Dlaczego ta przypowieść znalazła tu swoje miejsce? Może nasunęły Ci się jakieś skojarzenia? Otóż wydaje mi się, że w pewnym stopniu podobnie jest z herbatą, w którą należy wsłuchać się niczym dobry muzyk, aby wydobyć z niej piękny dźwięk. Potraktowana z góry odpłaci się pięknym za nadobne: brakiem charakteru, zwykłym herbacianym brzdąkaniem. Jednak gdy działamy zgodnie z jej naturą, charakterem, nasze zmysły, zwłaszcza zmysł smaku, doświadczą prawdziwego koncertu smaku i aromatu. A wracając do samej książki - polecam zapoznanie się z tą lekturą. Nie tylko poszerza horyzonty herbaciane, ale porusza wiele kwestii nieherbacianych, które krążą wokół samej herbaty. Jest cennym źródłem informacji i inspiracji dla późniejszych rozważań. 

A dzisiaj, niczym w harfę z przypowieści, chciałem wsłuchać się w herbatę Tie Guan Yin, którą dostałem w prezencie od Arti Unici, za co serdecznie dziękuję.


Wiele razy wspominałem, że Tie Guan Yin to chyba jeden z moich ulubionych oolongów, w związku z czym postanowiłem mu poświęcić osobny czajniczek, który hoduję na wspomnianej właśnie herbacie. Jeżeli chodzi o TGY od Red Seal Tea, podobnie jak opisany wcześniej oolong Da Hong Pao, spakowany został w bardzo estetyczne pudełko, w którym skrywa się 10 malutkich, złotych paczuszek. W każdej z nich znajdziemy odmierzoną porcję 5 gramów. Właśnie tyle suszu używam w przypadku parzenia TGY w 250ml czajniczku. Temperatura wody oscyluje wokół 90 stopni. Czas parzeń... oddaję się wszystkim zmysłom, aby herbata mogła sama pokazać, kiedy jest na nią czas. Właśnie wtedy wychodzi najsmaczniejsza!



Wspomniałem o złotej paczuszce... A co znajdziemy wewnątrz? Zwinięte urocze kuleczki, których kolor jest wielce zróżnicowany: od najjaśniejszych do ciemniejszych. Zapach po otwarciu torebki jest dość delikatny, jednak pełny: mleczno-kwiatowy. Kiedy umieściłem je w ogrzanym czajniczku, na pierwszy plan wyszedł mleczny akcent z nutką owoców.


Aromat pierwszego parzenia był silnie kwiatowy, świeży. Skojarzył mi się z nadchodzącą (w niedalekiej przyszłości nadchodzącego Nowego Roku) wiosną.



Smak był eksplozją różnych smaków i skojarzeń, które pojawiły się naraz - w jednym momencie, w jednej chwili, w jednej czarce. Kwiatowy charakter z subtelnym, maślanym akcentem - to stwierdzenie idealnie opisuje jej profil smakowy. Dodatkowo mam wrażenie, że gdzieś z tyłu podniebienia wyczułem coś rodzynkowego.


Kolejne parzenia były początkowo bardziej roślinne, następnie kremowe. W przypadku czwartego zwiększyłem już temperaturę wody.



Do samego końca herbata była paletą herbacianych wspomnień (i to nie tylko tych, których doznałem w czasie mijającego Starego Roku...).

4 komentarze:

  1. Ceramika pięknie prezentuje się na takiej drewnianej podstawce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda :) Dziękuję :) A najlepsze jest to, że znalazłem ten klocek na strychu... leżał, leżał... aż doczekał się, że wykorzystałem go w końcu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wybór herbaty na zakończenie Starego Roku! :D Cudna opowieść o harfie! <3
    Btw, mam dokładnie taki sam drewniany krążek-podstawkę, planowałam go kiedyś wykorzystać w ceremonii herbacianej, ale mnie ubiegłeś. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna ceramika idealnie się komponuje z drewnem, cieszy oko i na pewno wzbudza zainteresowanie gości.

    OdpowiedzUsuń