Nieraz wspominałem, że moja przygoda z herbatą zaczęła się od kupionego na Allegro zestawu do yerba mate. Jednak kiedy sięgam pamięcią do początku przygody stricte herbacianej, mam przed oczami dwie paczki z herbatami, które kupiłem w herbaciarni Marzenie w Sosnowcu, niedaleko mojego wydziału. Jedna z nich - Japońska Świątynia (z tego co zauważyłem, jest to jakieś inne, egzotyczne określenie dla popularnej mieszanki Mały Budda - składniki dokładnie takie same). Jednak druga była większym klasykiem od pierwszej - tradycyjna, zielona, jaśminowa. Miała ona smak, którego się nie zapomina. I w sumie do dziś lubię wracać do tej herbaty, wybierając różne propozycje, od różnych sprzedawców. Tym razem chciałem opisać jedną z nich, którą kupiłem w sklepie internetowym z produktami do sushi. Do tej pory miałem do czynienia z ich matchą, którą opisałem już w tym poście. Dodatkowym czynnikiem, który wpłynął na to, że chcę napisać o niej, jest fakt, że nigdzie w Internetach nie znalazłem więcej informacji o tej herbacie, nie mówiąc o zdjęciach samego suszu. A to wydaje mi się najbardziej istotne.
Opakowanie jest niewielkich rozmiarów, pomimo że zawiera 250 gramów herbaty (można też kupić kilogramowe opakowanie). Z wyglądu niepozorne, jednak takie lubię najbardziej. To, co z pozoru wydaje się proste, zawsze zaskakuje najbardziej (czy to na plus, czy na minus).
Sprzedawca na swojej stronie podaje, żeby zaparzać ją wodą o temperaturze 75 stopni. Z doświadczenia wiem, że o wiele wyższa temperatura jej nie zaszkodzi. Jednak dzisiaj zaparzę ją zgodnie z podanymi zaleceniami. Co jest najśmieszniejsze, to zawartość samego "jaśminu" w "jaśminowej herbacie" - (<1%). Poza tym na stronie wspomina się o jego liściach... Chociaż nie - na pudełku w składzie są kwiaty. Jednak <1% to już nie pomyłka. Wychodzi na to, że w całym 250g opakowaniu jest ich mniej niż 2,5g. Szczerze mówiąc, w samym suszu nie widzę ich wcale...
Kiedy otworzymy tekturowe pudełeczko, naszym oczom ukaże się zapakowana w woreczek zielona herbata. Aromat jaśminu jest bardzo delikatny. Może się wydawać, że nawet aromatu poskąpili. Jednak na tym etapie, może się to okazać jej zaletą. Poza tym jest w niej coś, co mi niestety nie pasuje. To "coś" nasila się po przesypaniu suszu do ogrzanego czajniczka. Wydobywa się wtedy z niego taki sztuczny aromat, który kojarzy mi się z czymś... po prostu sztucznym (i nie chodzi o sztuczny aromat jaśminu). Poza tym, jest przystępnie. I tak (na szczęście) pozostanie do końca...
Same listki byłyby świetnym materiałem do zapakowania ich w piramidki. Nie jest to ani pył, ale całych liści tam też nie uraczymy. Poza tym, niesmak z ilością samych kwiatów, zostałby zasłonięty przez materiał, w którym zostaje uwięziona herbata.
Aromat unoszący się znad czarki jest przyjemny - zdecydowanie jaśminowy, ale nie nachalny. Taki, jaki powinien być w przypadku herbaty z tym dodatkiem/aromatem. Nie ma w nim tego nieprzyjemnego czegoś, co przeszkadzało mi po przesypaniu liści do wygrzanego czajniczka. Smak jest dość naturalny i poprawny. Wyczuwa się herbatę z nutą jaśminu, bez jakiejkolwiek goryczki. Fakt - nie jest to w smaku Dragon Pearl, ale do codziennego popijania czy do posiłku sprawdzi się wprost idealnie. Jeszcze tylko poeksperymentuję z nią na zimno - być może wyjdzie świetne Ice Tea?
Dopisek (26.04.2016; 01:45):
Właśnie jestem po degustacji tej herbaty "zaparzonej" zimną wodą. Smak okazał się całkowicie inny - sam jaśmin wydaje się bardziej naturalny. Coś mi się wydaje, że zmienię moje nastawienie (początkowo dość sceptyczne) do tej metody parzenia. A skoro lato okaże się bardziej gorące, w porównaniu z zeszłym rokiem, może się okazać, że będzie to jedyny sposób na picie herbaty.
Kiedy otworzymy tekturowe pudełeczko, naszym oczom ukaże się zapakowana w woreczek zielona herbata. Aromat jaśminu jest bardzo delikatny. Może się wydawać, że nawet aromatu poskąpili. Jednak na tym etapie, może się to okazać jej zaletą. Poza tym jest w niej coś, co mi niestety nie pasuje. To "coś" nasila się po przesypaniu suszu do ogrzanego czajniczka. Wydobywa się wtedy z niego taki sztuczny aromat, który kojarzy mi się z czymś... po prostu sztucznym (i nie chodzi o sztuczny aromat jaśminu). Poza tym, jest przystępnie. I tak (na szczęście) pozostanie do końca...
Same listki byłyby świetnym materiałem do zapakowania ich w piramidki. Nie jest to ani pył, ale całych liści tam też nie uraczymy. Poza tym, niesmak z ilością samych kwiatów, zostałby zasłonięty przez materiał, w którym zostaje uwięziona herbata.
Aromat unoszący się znad czarki jest przyjemny - zdecydowanie jaśminowy, ale nie nachalny. Taki, jaki powinien być w przypadku herbaty z tym dodatkiem/aromatem. Nie ma w nim tego nieprzyjemnego czegoś, co przeszkadzało mi po przesypaniu liści do wygrzanego czajniczka. Smak jest dość naturalny i poprawny. Wyczuwa się herbatę z nutą jaśminu, bez jakiejkolwiek goryczki. Fakt - nie jest to w smaku Dragon Pearl, ale do codziennego popijania czy do posiłku sprawdzi się wprost idealnie. Jeszcze tylko poeksperymentuję z nią na zimno - być może wyjdzie świetne Ice Tea?
Dopisek (26.04.2016; 01:45):
Właśnie jestem po degustacji tej herbaty "zaparzonej" zimną wodą. Smak okazał się całkowicie inny - sam jaśmin wydaje się bardziej naturalny. Coś mi się wydaje, że zmienię moje nastawienie (początkowo dość sceptyczne) do tej metody parzenia. A skoro lato okaże się bardziej gorące, w porównaniu z zeszłym rokiem, może się okazać, że będzie to jedyny sposób na picie herbaty.