24.04.2016

Herbata Jaśminowa (Jasmin Tee) od Greeting Pine

Nieraz wspominałem, że moja przygoda z herbatą zaczęła się od kupionego na Allegro zestawu do yerba mate. Jednak kiedy sięgam pamięcią do początku przygody stricte herbacianej, mam przed oczami dwie paczki z herbatami, które kupiłem w herbaciarni Marzenie w Sosnowcu, niedaleko mojego wydziału. Jedna z nich - Japońska Świątynia (z tego co zauważyłem, jest to jakieś inne, egzotyczne określenie dla popularnej mieszanki Mały Budda - składniki dokładnie takie same). Jednak druga była większym klasykiem od pierwszej - tradycyjna, zielona, jaśminowa. Miała ona smak, którego się nie zapomina. I w sumie do dziś lubię wracać do tej herbaty, wybierając różne propozycje, od różnych sprzedawców. Tym razem chciałem opisać jedną z nich, którą kupiłem w sklepie internetowym z produktami do sushi. Do tej pory miałem do czynienia z ich matchą, którą opisałem już w tym poście. Dodatkowym czynnikiem, który wpłynął na to, że chcę napisać o niej, jest fakt, że nigdzie w Internetach nie znalazłem więcej informacji o tej herbacie, nie mówiąc o zdjęciach samego suszu. A to wydaje mi się najbardziej istotne.


Opakowanie jest niewielkich rozmiarów, pomimo że zawiera 250 gramów herbaty (można też kupić kilogramowe opakowanie). Z wyglądu niepozorne, jednak takie lubię najbardziej. To, co z pozoru wydaje się proste, zawsze zaskakuje najbardziej (czy to na plus, czy na minus).


Sprzedawca na swojej stronie podaje, żeby zaparzać ją wodą o temperaturze 75 stopni. Z doświadczenia wiem, że o wiele wyższa temperatura jej nie zaszkodzi. Jednak dzisiaj zaparzę ją zgodnie z podanymi zaleceniami. Co jest najśmieszniejsze, to zawartość samego "jaśminu" w "jaśminowej herbacie" - (<1%). Poza tym na stronie wspomina się o jego liściach... Chociaż nie - na pudełku w składzie są kwiaty. Jednak <1% to już nie pomyłka. Wychodzi na to, że w całym 250g opakowaniu jest  ich mniej niż 2,5g. Szczerze mówiąc, w samym suszu nie widzę ich wcale...


Kiedy otworzymy tekturowe pudełeczko, naszym oczom ukaże się zapakowana w woreczek zielona herbata. Aromat jaśminu jest bardzo delikatny. Może się wydawać, że nawet aromatu poskąpili. Jednak na tym etapie, może się to okazać jej zaletą. Poza tym jest w niej coś, co mi niestety nie pasuje. To "coś" nasila się po przesypaniu suszu do ogrzanego czajniczka. Wydobywa się wtedy z niego taki sztuczny aromat, który kojarzy mi się z czymś... po prostu sztucznym (i nie chodzi o sztuczny aromat jaśminu). Poza tym, jest przystępnie. I tak (na szczęście) pozostanie do końca...


Same listki byłyby świetnym materiałem do zapakowania ich w piramidki. Nie jest to ani pył, ale całych liści tam też nie uraczymy. Poza tym, niesmak z ilością samych kwiatów, zostałby zasłonięty przez materiał, w którym zostaje uwięziona herbata.


Aromat unoszący się znad czarki jest przyjemny - zdecydowanie jaśminowy, ale nie nachalny. Taki, jaki powinien być w przypadku herbaty z tym dodatkiem/aromatem. Nie ma w nim tego nieprzyjemnego czegoś, co przeszkadzało mi po przesypaniu liści do wygrzanego czajniczka. Smak jest dość naturalny i poprawny. Wyczuwa się herbatę z nutą jaśminu, bez jakiejkolwiek goryczki. Fakt - nie jest to w smaku Dragon Pearl, ale do codziennego popijania czy do posiłku sprawdzi się wprost idealnie. Jeszcze tylko poeksperymentuję z nią na zimno - być może wyjdzie świetne Ice Tea?

Dopisek (26.04.2016; 01:45):
Właśnie jestem po degustacji tej herbaty "zaparzonej" zimną wodą. Smak okazał się całkowicie inny - sam jaśmin wydaje się bardziej naturalny. Coś mi się wydaje, że zmienię moje nastawienie (początkowo dość sceptyczne) do tej metody parzenia. A skoro lato okaże się bardziej gorące, w porównaniu z zeszłym rokiem, może się okazać, że będzie to jedyny sposób na picie herbaty.

8 komentarzy:

  1. To, że w suszu nie widać płatków jaśminu, to chyba nawet dobrze. Z tego, co wiem, najlepsze jaśminowe herbaty są w ostatnim etapie produkcji pozbawiane płatków jaśminu (poprzez mozolne wybieranie), bo owe płatki nadają goryczy naparowi. Ale liście rzeczywiście ma ta herbata poszatkowane, dobrze, że chociaż smakuje dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero historia! Dzięki wielkie za taką informację - nawet nie wiedziałem, że się te kwiatki powinno oddzielać :) Pamiętam tą herbatę z Marzenia i tam właśnie było kwiatków dość trochę - dlatego tą tak surowo oceniłem. I jeszcze dojdzie do tego, że zmienię do niej nastawienie? :D

      Ale dobrze, że mi o tym napisałeś - bo chciałem jakiś czas temu kupić kwiatki jaśminu do zaparzania. Ale skoro mają być gorzkie, to chyba sobie odpuszczę... :) I kupię coś lepszego :)

      Usuń
  2. Ja też słyszałam, że najcenniejsze herbaty jaśminowe są bez kwiatów; to takie, które leżały tylko obok kwiatów jaśminu i delikatnie wchłaniały jaśminowy aromat ;) swego czasu kupiłam sobie jaśmin i eksperymentowałam z różnymi rodzajami czarnej herbaty...ale eksperymenty te, póki co, mnie nie zadowoliły ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro eksperymenty Cię nie zadowoliły, to chyba nawet nie spróbuję :D Przynajmniej zaoszczędzę sobie nerwów :D A tak jak w ogóle, to jak smakowały one w tej czarnej herbacie? :) Jaśminowa goryczka się pojawiała, czy może sama herbata zagłuszała smak kwiatów? :)

      Usuń
  3. No cóż, ja do cold brew rzeczywiście też wykorzystuje herbaty aromatyzowane, z którymi mam problem przy parzeniu normalnym. I są rewelacyjne do domowego ice tea:). A teraz jeszcze zaopatrzyłam się w syfon. Może będę mała siłę go przytargać do Cieszyna to zobaczycie jakie to fajne:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, a wydaje mi się, że jaśmin i ice tea idą ze sobą w parze i świetnie do siebie pasują :) Ooo super :D Jak Ci się uda (i się zmieści) byłoby fajnie :)

      Usuń
  4. Bardzo lubię herbaty jaśminowe:) Na zimno jeszcze nie próbowałam, no może tylko "przestygniętych". Będe musiała rucić okiem na prawidłowe parzenia na zimno:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i te przestygnięte smakują bardzo fajnie :) Ale "cold brew" też polecam :)

      Usuń