1.04.2016

Tie Guan Yin Bio

Kontynuując temat herbaty Tie Guan Yin, chciałbym napisać dzisiaj kilka słów na temat kolejnej wersji, którą możemy spotkać na polskim rynku. Tym razem pozycja o tyle ciekawa, gdyż listki pochodzą z ekologicznych upraw, co dla niektórych może mieć istotny wpływ na zakup. Oczywiście herbata ta pochodzi z Anxi (w chińskiej prowincji Fujian). W pierwszym wpisie pt. Dwa oblicza "Żelaznej Bogini Miłosierdzia"  przedstawiłem legendę o jej powstaniu, a także skupiłem się (jak sam tytuł wskazuje) na dwóch wersjach tej herbaty, którą możemy dostać w naprawdę przeróżnej jakości.


W związku z tym, że tą herbatę dostałem w formie próbki i zostało mi jej już tylko 4,5g, zużyłem całość na 250ml czajniczek, poświęcony wyłącznie Żelaznej Bogini Miłosierdzia. Temperatura wody wahała się między 85 a 90 stopni, a parzenia trwały kolejno: I. 2 minuty; II. 40 sekund; III. 2 minuty.


Listki tej Tie Guan Yin pachniały kwiatami i roślinami, ze szczyptą śmietanki. Moje odczucia diametralnie zmieniły się po przełożeniu ich do ogrzanego czajniczka. To co było jedynie minimalnym skojarzeniem, wyszło na prowadzenie, natomiast dominujące kwiaty stały się jedynie ozdobą dla królującej śmietanki.


Napar był (jak na taką Tie Guan Yin przystało) koloru słomkowo-złocistego. Przy pierwszym parzeniu do mojego nosa dotarł kremowo-kwiatowy aromat. Smak był delikatny, płynny, ze świeżym i roślinnym posmakiem. W przypadku kolejnego, na prowadzeniu znalazła się mocna roślinna nuta, a kwiaty i śmietanka pobiegły gdzieś daleko, niczym biegacze na maratonie. Ostatnie było podobne do drugiego, jednak posmak kwiatów zaczął przegrywać we wspomnianym maratonie, przez co dało się go tym razem wyczuć.



Co ciekawe, po trzykrotnym zaparzeniu, wyjąłem z czajniczka listki. Okazało się że w większości są one bardzo dobrze zachowane, co było dla mnie zaskoczeniem, ponieważ zwykle Tie Guan Yin kojarzy mi się z herbatą, której brzegi liści są (chociaż w jakimś stopniu) poszarpane. Była to kolejna, smaczna wersja tej herbaty. Zachęcam do jej spróbowania, natomiast ja szukam kolejnych wersji do przetestowania. Być może znajdę taką, na której do końca życia będę hodować swój czajnik?

2 komentarze:

  1. Dawno już nie piłem zielonych oolongów, aż mi narobiłeś smaku. Tyle, że akurat żadnego nie mam, czekają mnie zakupy :)
    Nie wiem tylko, czy to możliwe, żebyś znalazł jeden jedyny rodzaj Tie Guan Yin, na którym będziesz hodować czajnik, wiesz, herbata to produkt naturalny, co roku może wyjść inna itp. Ale szukać i tak warto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, taka sama nie będzie na pewno :) Tylko że jeżeli jest jakaś wersja w danym sklepie (i nie zmieniają dostawcy) to wiesz czego możesz się spodziewać :)
      A jasne ooglongi to wiesz... dla mnie odlot :D Ostatnio, kiedy zrobiłem zamówienie w Czajowni, dostałem do zamówienia paczuszkę Ali Shana. To jest dopiero petarda! :)

      Usuń