Herbata Earl Grey była moją ulubioną od dawien dawna. Silny aromat nie jest w jej przypadku przeszkodą. Kiedy byłem mały i jechaliśmy do supermarketu, uwielbiałem przechodzić przez dział z herbatami, gdzie unosił się zapach bergamotki z opakowań z okrągłymi torebkami marki Tetley. Zdziwiło mnie, kiedy zobaczyłem zieloną herbatę z tym aromatem. Jakoś nie szło mi to w parze, ale i do tego się przekonałem. Gały wyszły mi jednak z orbit, kiedy zobaczyłem herbatkę ziołową Honeybush Earl Grey.
Kiedy otworzymy paczuszkę z suszem, poczujemy silny aromat. Początkowo wydawało mi się, że samej bergamotki trzeba się doszukiwać, jednak po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że jest to bergamotka połączona z jakimś ziołem (i nie chodzi mi bynajmniej o honeybusha...). Długo się nad tym zastanawiałem, wracając od czasu do czasu do tego zapachu. Dopiero wczoraj przyszedł mi do głowy pomysł: towarzyszem bergamoty jest rozmaryn albo mirt zwyczajny. Naprawdę ciekawe, przy czym nietypowe połączenie. Minus jest jeden - jeżeli jest on rzeczywiście w składzie, to na opakowaniu taka informacja nie jest podana, chyba że został sklasyfikowany jako aromat? Wśród cząstek miodowego drzewka znajdziemy listki podobne do drugiego, wspomnianego przeze mnie zioła - mirtu.
W związku z tym, że honeybush jest grubszy od rooibosa, z powodzeniem parzy się go w zwykłej zaparzaczce na łańcuszku. 4 gramy suszu zalałem wrzątkiem (około 280ml) i parzyłem około 5 minut. Gotowy napar był brązowo-pomarańczowy, a aromat bardziej ziołowy niż "earl greyowy". To samo w smaku: dominowała nuta wspomnianych ziół, przy czym bergamotka była jakby drugorzędnym dodatkiem. Pojawiła się także delikatna goryczka (która mogła wskazywać na dodatek mirtu), ponieważ nie była to gorycz pochodząca z tytułowego składnika - pomarańczy bergamotowej.
Całość uważam za całkiem udaną mieszankę, o charakterze bardziej wytrawnym niż miodowym. Jeżeli ktoś będzie doszukiwać się smaku honeybusha, raczej się zawiedzie. Ogromnym plusem jest silny aromat, który sprawia wrażenie naprawdę naturalnego. Przestudzony napar jest jeszcze smaczniejszy niż wersja na gorąco. Coś czuję, że nadchodzą kolejne eksperymenty z ice tea. Wytrawność i orzeźwiające zioła mogą skutecznie i przyjemnie gasić pragnienie w upalne dni.
Kiedy otworzymy paczuszkę z suszem, poczujemy silny aromat. Początkowo wydawało mi się, że samej bergamotki trzeba się doszukiwać, jednak po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że jest to bergamotka połączona z jakimś ziołem (i nie chodzi mi bynajmniej o honeybusha...). Długo się nad tym zastanawiałem, wracając od czasu do czasu do tego zapachu. Dopiero wczoraj przyszedł mi do głowy pomysł: towarzyszem bergamoty jest rozmaryn albo mirt zwyczajny. Naprawdę ciekawe, przy czym nietypowe połączenie. Minus jest jeden - jeżeli jest on rzeczywiście w składzie, to na opakowaniu taka informacja nie jest podana, chyba że został sklasyfikowany jako aromat? Wśród cząstek miodowego drzewka znajdziemy listki podobne do drugiego, wspomnianego przeze mnie zioła - mirtu.
W związku z tym, że honeybush jest grubszy od rooibosa, z powodzeniem parzy się go w zwykłej zaparzaczce na łańcuszku. 4 gramy suszu zalałem wrzątkiem (około 280ml) i parzyłem około 5 minut. Gotowy napar był brązowo-pomarańczowy, a aromat bardziej ziołowy niż "earl greyowy". To samo w smaku: dominowała nuta wspomnianych ziół, przy czym bergamotka była jakby drugorzędnym dodatkiem. Pojawiła się także delikatna goryczka (która mogła wskazywać na dodatek mirtu), ponieważ nie była to gorycz pochodząca z tytułowego składnika - pomarańczy bergamotowej.
Całość uważam za całkiem udaną mieszankę, o charakterze bardziej wytrawnym niż miodowym. Jeżeli ktoś będzie doszukiwać się smaku honeybusha, raczej się zawiedzie. Ogromnym plusem jest silny aromat, który sprawia wrażenie naprawdę naturalnego. Przestudzony napar jest jeszcze smaczniejszy niż wersja na gorąco. Coś czuję, że nadchodzą kolejne eksperymenty z ice tea. Wytrawność i orzeźwiające zioła mogą skutecznie i przyjemnie gasić pragnienie w upalne dni.
Zupełnie zapomniałem o istnieniu Honeybusha :) Ale też ostatnio nie widziałem go nigdzie. Ta mieszanka Earl Grey jest z marketu, czy ze sklepu herbacianego? Fajny kubek z Warszawą :)
OdpowiedzUsuńKubek w sumie mój ulubiony - jak już piję z kubka, to właśnie z tego :) Ten honeybush jest ze sklepu internetowego, gdzie poza "tytułową" herbatą, można kupić wszystko, co jest związane z tematem. :) Kiedyś opowiadałem Ci o nim - chodzi o "Royal Tea" :)
Usuń