21.03.2015

Pu-erh w mandarynce

Inspirując się herbatą pu-erh, zamkniętą w malutkiej mandarynce, postanowiłem coś podobnego stworzyć u siebie. Długo chodził mi ten pomysł po głowie, jednak wcześniej nie nadarzyła mi się do wykonania tego okazja. Dzisiaj, kiedy piekliśmy w domu ciasto, postanowiłem na szybko nafaszerować wydrążoną mandarynkę herbatą, i zapiec ją. Do wykonania użyłem pu-erha, sprzedawanego w sklepie eherbata.pl jako "Pu-erh (5-7 lat)", którego dostałem swego czasu w prezencie, zamawiając innego, prasowanego (który także doczeka się swego wpisu... kiedyś :).




Małą ilość herbaty, bo jedyne 5 gram (aby zużyć całość na raz), włożyłem do wydrążonej mandarynki, zostawiając odrobinę jej miąższu. Piec miałem nagrzany na 180 st. C., i nie określę dokładnie ile całość tam siedziała, ale myślę, że ponad 40 minut spokojnie. Po wyjęciu całości z piekarnika, i uchylając "wieczko", poczułem zapach, który kojarzy mi się z pomarańczową melasą do shishy, która siedzi w cybuchu, i której dym błogo wciągam sobie przez węża. 



Listki z mandarynki użyłem w całości, dodając kilka kawałeczków skórki z mandarynki. W gaiwanie o pojemności 150 mililitrów, używając świeżego wrzątku, zaparzałem herbatę czterokrotnie. Wyjątkowo, postanowiłem nie budzić herbaty, aby nie stracić smaku owocu. Pierwsze parzenie (w tym wypadku właściwe), trwało około 30 sekund. Napar, który ukazał się moim oczom, był brązowo-bordowy, jednak lekko mętny. Zapach z gaiwana, przypominał mi świeżo upieczone ciasto pomarańczowe, wyjęte z piekarnika. Smak był bardzo delikatny, lekko ziemisty, z mocną nutą pieczonej mandarynki. Przy dopijaniu resztki pierwszego parzenia, napar okazał się dużo bardziej cytrusowym. 


Drugie parzenie (1 minuta), dało już napar klarowny, koloru charakterystycznego, dla pu-erha w wersji shu. W zapachu czuć było delikatną mandarynkę. Smak - to słaba ziemistość, mocne pieczenie (ale pieczenie bez udziału mandarynki). 


Trzecie parzenie (2 minuty) oraz czwarte (5 minut) dały bardzo przyjemne napary, dużo delikatniejsze niż poprzednie, ale bardzo smaczne. Ostatnie wypiłem już jako zimne, ponieważ nie miałem możliwości wypić go na świeżo, i skupić się nad nim. Ale ważne jest to, że w schłodzonej formie, ta herbata jest chyba smaczniejsza.


Ogólnie, eksperyment uznaję za udany, pomimo że spodziewałem się większych fajerwerków. Jednak jeżeli kiedyś będę mieć mandarynki, a w międzyczasie do pieca będzie miało trafić ciasto - zrobię kolejny raz zapiekaną mandarynkę z pu-erhem.

6 komentarzy:

  1. Ciekawy eksperyment. :) Robiłam pu era w mandarynce, ale bez zapiekania i z dłuższym przechowywaniem, efekt ciekawy. Chyba muszę spróbować z zapiekaną? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam serdecznie. :) A w przypadku takiego dłuższego przechowywania, bez zapiekania, to jak sprawa wyglądała z samą mandarynką? Chętnie wypróbuję (tym bardziej że mam jeszcze tego pu-erha i mandarynki :)

      Usuń
    2. Przepraszam, że nie od razu odpisuję. Ja przechowałam około dwóch miesięcy, ale nie zostawiałam "mokrego". Pozwolę sobie dać linka do krótkiego opisu, będzie szybciej http://www.denimix.pl/2013/12/herbata-pu-erh-w-mandarynce/

      Usuń
    3. Nic nie szkodzi :) Dziękuję bardzo, już zaglądam :)

      Usuń
  2. Ooo, widzę, że pomysł omawiany w komentarzach u mnie doczekał się realizacji :) W sumie to miałam na myśli suszenie mandarynki w piekarniku w temperaturze poniżej 100 stopni, ale zapiekanie też wyszło ciekawie :) sama muszę wypróbować, tylko jakie ciasto by tu upiec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście się nie dogadaliśmy ;) Od samego początku mieliśmy swoje wizje przygotowania tej herbaty, co wyszło w sumie na dobre - mamy 2 różne przepisy :D A ciasto? U mnie na przykład była to zwykła babka piaskowa, żeby wypróbować formę przed Wielkanocą ;)

      Usuń