12.09.2015

Si Ji Oolong

Odkąd zacząłem swoją przygodę z herbatą, i poznałem smak jasnych oolongów, od razu wiedziałem, że to właśnie one skradły moje serce. Są wyjątkowe, i jedyne w swoim rodzaju. W związku z tym, dzisiaj postanowiłem zaparzyć i przedstawić oolonga Si Ji, pochodzącego z Tajwanu, z prowincji Nantou. Listki tej herbaty to nieregularnie zwinięte kuleczki, z widocznymi, malutkimi gałązkami. Już w opakowaniu susz pachnie przyjemnie, jednak dość subtelnie. Zapach ten kojarzy mi się z frezją, i przełamany jest czymś delikatnym, jakby śmietankowym. Parzenie herbaty w 150 mililitrowym czajniczku, wodą o temperaturze 85 stopni. Samej herbaty użyję około 8 gram.


Parzenia trwały kolejno: I. 1min; II. 40sek; III. 1min; IV. 1min 30sek; V. 2min; VI. 3min; VII. 5min; VIII. 7min.

Po wsypaniu herbaty do wygrzanego czajniczka, listki wzmocniły i diametralnie zmieniły zapach. Teraz susz odznaczał się roślinno-warzywnymi nutami. Płukania liści w przypadku oolongów nie robię - jedynie wydłużam czas pierwszego parzenia, w porównaniu z kolejnym.

Pierwsze parzenie dało jasnożółty napar, który chwilami jakby wpadał w zieleń. Zapach był silnie kwiatowy. Wyczułem w nim lilię i frezję. Smak był delikatny, pozbawiony goryczki, i silnie kwiatowy.



Kolejne parzenie dało wyraźnie ciemniejszy napar, jednak w tych samych tonach. W zapachu, obok kwiatów pojawiły się owoce, chociaż nad nimi zbytnio się nie zastanawiałem i nie doszukiwałem się ich, gdyż to aromat kwiatów wprowadza mnie w zachwyt. Pomimo to, uważam to połączenie za wspaniałe. Całość można porównać do drzewa pomarańczowego, na którym znajdziemy i kwiaty i owoce. Po tym parzeniu listki wypełniły już 3/4 czajniczka.

Trzecie parzenie odznaczało się wyraźnie słomkowym naparem. I w samym zapachu w cień odeszły owoce, i pozostały same, przyjemne kwiaty. Podobnie było ze smakiem. Jeżeli miałbym określić tym razem, z jakimi kwiatami miałem do czynienia, to powiedziałbym, że taki aromat mogą dać albo lilie, albo lotos.


Od czwartego do piątego parzenia, herbata była identyczna jak w trzecim parzeniu. Jednak od szóstego, aromat kwiatów zaczął gdzieś się ulatniać, a smak stał się gładkim i delikatnym.




Najbardziej żałuję, że herbata niestety już mi się skończyła, i z wpisem czekałem w sumie do ostatniej chwili. Jednak dzisiaj postanowiłem ją zaparzyć, i napisać te kilka zdań. Jednak największa szkoda, że w sklepie, gdzie ją kupiłem, jest już niedostępna... mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni, i ci, którzy jej nie znają będą mogli ją spróbować, gdyż stosunek ceny do jakości był wyborny.

15 komentarzy:

  1. To zdanie... "Najbardziej żałuję, że herbata niestety już mi się skończyła" - skąd ja to znam. :) Piękna i bardzo ciekawa recenzja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Niestety moment przykry, kiedy herbata się kończy... ale tragedia, gdy się ma na nią ochotę. a jest nie do zdobycia :(

      Usuń
  2. Uwielbiam Oolongi! :) kocham je za to, że są delikatne, cierpliwe na moje roztrzepanie, kiedy to zapomnę przez dłuższą chwilę, by wyjąć liść z czajniczka (bardzo rzadko mi się to zdarza, ale jednak czasami...)...uwielbiam je za te cudowne kwiatowe aromaty :) Zaintrygowałeś mnie tymi zapachami lilii i frezji...zdradź, jak wszedłeś w posiadanie tej herbaty? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś było to banalnie proste... zakupy w krakowskiej herbaciarni Czarka, albo zakupy w sklepie eherbata.pl. Jednak teraz niestety jej nie mają :( A szkoda... delikatna, aromatyczna i wyśmienita :(

      Usuń
  3. Skoro już nie ma - tym lepiej że ją opisałeś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz jedyne co mi po niej pozostało... opis, zdjęcia i wspomnienia :) Chociaż tyle ;) Ale mam nadzieję, że jeszcze powróci... ;)

      Usuń
  4. Hmm moją następną herbatą do degustacji jest SI Ji Chun Oolong. Wrócę jak ją zdegustuję. Ciekawa jestem czy będą jakieś podobieństwa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe właśnie, czy będą miały jakiś podobny charakter, bo pamiętam, jak kiedyś przeglądałem w sklepach różne oolongi, to że Twoja wersja jest chyba podprażana? :)

      Usuń
    2. Tak, jest podprażana. Jak szykowałam wpis znalałam jednak także wersje niepodprażane.
      Użyłam dłuższych czasów parzenia. Hmmm.. jesze mi trochę zostało. Spróbuje zaparzyć według Twojego schematu.
      Niestety mleczności nie wyczułam, a zapach był dla mnie baardzo bzowy:) Wyczułam za to coś jakby ostrość. Ogólnie bardzo smaczna herbata:)

      Usuń
    3. W takim razie zapoluję także na tę herbatę ;) Bo ta była jedną z najbardziej zielonych oolongów, jakie do tej pory piłem :)

      Usuń
  5. Si Ji brzmi i wygląda ciekawie (zwłaszcza wątek lilii, frezji i lotosu), tym bardziej, że jest trudno dostępna. :)
    Oolongi to od jakiegoś czasu mój ulubiony gatunek herbaty (prócz nieśmiertelnego Earl Greya), jednak moje serce skradły te mocniej oksydowane, mniam. <3 Jasne już mi mniej przypadły do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie właśnie na odwrót :) Coś te mocniejsze nie przemawiają do mnie... no chyba że mówimy o Bai Hao oolong... bajka ^^

      Usuń
    2. Co kto lubi, dobrze, że przynajmniej się zgadzamy w kwestii Bai Hao. ;)

      Usuń
    3. Cieszę się bardzo, że chociaż tyle :) hihi :D a w sumie... aż tyle :) Ale tak jak już gdzieś wspominałem, nie do wiary, że jest to herbata niearomatyzowana :)

      Usuń
  6. My mamy w sprzedaży si ji chun, wysyłamy również pocztą :) Proszę o kontakt: herbaciarnia@laja.pl - prześlę kompletną ofertę tajwańskich herbat. pozdrawiam, Michał

    OdpowiedzUsuń