Odkąd zacząłem swoją przygodę z herbatą, i poznałem smak jasnych oolongów, od razu wiedziałem, że to właśnie one skradły moje serce. Są wyjątkowe, i jedyne w swoim rodzaju. W związku z tym, dzisiaj postanowiłem zaparzyć i przedstawić oolonga Si Ji, pochodzącego z Tajwanu, z prowincji Nantou. Listki tej herbaty to nieregularnie zwinięte kuleczki, z widocznymi, malutkimi gałązkami. Już w opakowaniu susz pachnie przyjemnie, jednak dość subtelnie. Zapach ten kojarzy mi się z frezją, i przełamany jest czymś delikatnym, jakby śmietankowym. Parzenie herbaty w 150 mililitrowym czajniczku, wodą o temperaturze 85 stopni. Samej herbaty użyję około 8 gram.
Parzenia trwały kolejno: I. 1min; II. 40sek; III. 1min; IV. 1min 30sek; V. 2min; VI. 3min; VII. 5min; VIII. 7min.
Po wsypaniu herbaty do wygrzanego czajniczka, listki wzmocniły i diametralnie zmieniły zapach. Teraz susz odznaczał się roślinno-warzywnymi nutami. Płukania liści w przypadku oolongów nie robię - jedynie wydłużam czas pierwszego parzenia, w porównaniu z kolejnym.
Pierwsze parzenie dało jasnożółty napar, który chwilami jakby wpadał w zieleń. Zapach był silnie kwiatowy. Wyczułem w nim lilię i frezję. Smak był delikatny, pozbawiony goryczki, i silnie kwiatowy.
Kolejne parzenie dało wyraźnie ciemniejszy napar, jednak w tych samych tonach. W zapachu, obok kwiatów pojawiły się owoce, chociaż nad nimi zbytnio się nie zastanawiałem i nie doszukiwałem się ich, gdyż to aromat kwiatów wprowadza mnie w zachwyt. Pomimo to, uważam to połączenie za wspaniałe. Całość można porównać do drzewa pomarańczowego, na którym znajdziemy i kwiaty i owoce. Po tym parzeniu listki wypełniły już 3/4 czajniczka.
Trzecie parzenie odznaczało się wyraźnie słomkowym naparem. I w samym zapachu w cień odeszły owoce, i pozostały same, przyjemne kwiaty. Podobnie było ze smakiem. Jeżeli miałbym określić tym razem, z jakimi kwiatami miałem do czynienia, to powiedziałbym, że taki aromat mogą dać albo lilie, albo lotos.
Od czwartego do piątego parzenia, herbata była identyczna jak w trzecim parzeniu. Jednak od szóstego, aromat kwiatów zaczął gdzieś się ulatniać, a smak stał się gładkim i delikatnym.
Najbardziej żałuję, że herbata niestety już mi się skończyła, i z wpisem czekałem w sumie do ostatniej chwili. Jednak dzisiaj postanowiłem ją zaparzyć, i napisać te kilka zdań. Jednak największa szkoda, że w sklepie, gdzie ją kupiłem, jest już niedostępna... mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni, i ci, którzy jej nie znają będą mogli ją spróbować, gdyż stosunek ceny do jakości był wyborny.
To zdanie... "Najbardziej żałuję, że herbata niestety już mi się skończyła" - skąd ja to znam. :) Piękna i bardzo ciekawa recenzja!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Niestety moment przykry, kiedy herbata się kończy... ale tragedia, gdy się ma na nią ochotę. a jest nie do zdobycia :(
UsuńUwielbiam Oolongi! :) kocham je za to, że są delikatne, cierpliwe na moje roztrzepanie, kiedy to zapomnę przez dłuższą chwilę, by wyjąć liść z czajniczka (bardzo rzadko mi się to zdarza, ale jednak czasami...)...uwielbiam je za te cudowne kwiatowe aromaty :) Zaintrygowałeś mnie tymi zapachami lilii i frezji...zdradź, jak wszedłeś w posiadanie tej herbaty? ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś było to banalnie proste... zakupy w krakowskiej herbaciarni Czarka, albo zakupy w sklepie eherbata.pl. Jednak teraz niestety jej nie mają :( A szkoda... delikatna, aromatyczna i wyśmienita :(
UsuńSkoro już nie ma - tym lepiej że ją opisałeś :)
OdpowiedzUsuńTeraz jedyne co mi po niej pozostało... opis, zdjęcia i wspomnienia :) Chociaż tyle ;) Ale mam nadzieję, że jeszcze powróci... ;)
UsuńHmm moją następną herbatą do degustacji jest SI Ji Chun Oolong. Wrócę jak ją zdegustuję. Ciekawa jestem czy będą jakieś podobieństwa:)
OdpowiedzUsuńCiekawe właśnie, czy będą miały jakiś podobny charakter, bo pamiętam, jak kiedyś przeglądałem w sklepach różne oolongi, to że Twoja wersja jest chyba podprażana? :)
UsuńTak, jest podprażana. Jak szykowałam wpis znalałam jednak także wersje niepodprażane.
UsuńUżyłam dłuższych czasów parzenia. Hmmm.. jesze mi trochę zostało. Spróbuje zaparzyć według Twojego schematu.
Niestety mleczności nie wyczułam, a zapach był dla mnie baardzo bzowy:) Wyczułam za to coś jakby ostrość. Ogólnie bardzo smaczna herbata:)
W takim razie zapoluję także na tę herbatę ;) Bo ta była jedną z najbardziej zielonych oolongów, jakie do tej pory piłem :)
UsuńSi Ji brzmi i wygląda ciekawie (zwłaszcza wątek lilii, frezji i lotosu), tym bardziej, że jest trudno dostępna. :)
OdpowiedzUsuńOolongi to od jakiegoś czasu mój ulubiony gatunek herbaty (prócz nieśmiertelnego Earl Greya), jednak moje serce skradły te mocniej oksydowane, mniam. <3 Jasne już mi mniej przypadły do gustu.
To mnie właśnie na odwrót :) Coś te mocniejsze nie przemawiają do mnie... no chyba że mówimy o Bai Hao oolong... bajka ^^
UsuńCo kto lubi, dobrze, że przynajmniej się zgadzamy w kwestii Bai Hao. ;)
UsuńCieszę się bardzo, że chociaż tyle :) hihi :D a w sumie... aż tyle :) Ale tak jak już gdzieś wspominałem, nie do wiary, że jest to herbata niearomatyzowana :)
UsuńMy mamy w sprzedaży si ji chun, wysyłamy również pocztą :) Proszę o kontakt: herbaciarnia@laja.pl - prześlę kompletną ofertę tajwańskich herbat. pozdrawiam, Michał
OdpowiedzUsuń