Pod koniec lutego postanowiłem zaparzyć i opisać bardzo fajną herbatę, parzoną w niezwykłych naczyniach. Chodzi mi tutaj o herbatę Darjeeling Namring Upper, z pierwszych zbiorów w 2014 roku, zaparzoną w czajniczku wykonanym przez ceramika-artystę Andrzeja Bero, który zakupiłem za pośrednictwem wrocławskiej Czajowni. W sumie, to używam go pierwszy raz dla opisania herbaty na tym blogu. Jego atutem jest dla mnie to, że pomimo delikatnej surowości, jaką przedstawia sobą z zewnątrz, w środku jest szkliwiony, dzięki czemu mogę w nim parzyć różnego rodzaju herbaty, chociaż wybór zwykle pada na czarne (czerwone w nomenklaturze chińskiej).
Herbata, o której wspominałem, jest wersją upper tej, o której wspominałem w TYM poście. Upper, oznacza dodatkową selekcję, jakiej poddane zostają listki, przy jej produkcji - wybierane są jedynie te, pochodzące z górnej części ogrodu.
Listki są koloru srebrzystego oraz zielonego. Widoczna jest na prawdę duża ilość nierozwiniętych, herbacianych pąków, w porównaniu z herbatą Darjeeling Namring FF 2014. Pachną bardzo mocno, świeżo. Po umieszczeniu ich w ogrzanym czajniczku, przypominają mi delikatnie aromat cytryny. Sam nie wiem czy taki mam akurat dzień, więc postanowiłem zaparzyć ją jeszcze raz, używając nowej ilości suszu, oraz tych samych parametrów. Moje odczucia były zdecydowanie takie same, jak za pierwszym razem.
Parametry parzenia herbaty, jakie wykorzystałem to: 150 mililitrów, wrzątek, 2 gramy herbaty oraz 2 minutki.
Po dwóch minutach, gotowy napar przelałem do szklanego cha hei. Jego kolor, określił bym jako słomkowy, klarowny. Zapach był delikatny, równie świeży. Przypominał mi niedojrzały owoc brzoskwini (ze względu na swoją delikatność i świeżość).
Smak był lekki, całkowicie pozbawiony goryczki. Posmak herbaty na bardzo długo pozostawał mi w ustach.
Czareczka, widoczna na powyższym zdjęciu, została zakupiona w krakowskiej herbaciarni Czarka, przy ulicy Floriańskiej. Jak się dowiedziałem (dziękuję bardzo jeszcze raz za tę informację), jest autorstwa Jakuba Lewandowskiego.
Co dotyczy jeszcze samej herbaty, listki po zaparzeniu ślicznie się rozwinęły i ożywiły. Widoczna jest ich młodość. Młode pączki po zaparzeniu, wyglądają nieziemsko. Zawsze ich delikatność, a także coś w rodzaju niewinności mnie rozczula.
Fajne jest to, że herbata ta była zbierana właśnie około roku temu. Mogę stwierdzić, że miałem dzisiaj mały przedsmak nadchodzących herbat z Darjeeling, z wiosennego zbioru 2015 roku, który nachodzi wielkimi krokami. Już dziś nie mogę się na nie doczekać, jak z pewnością wielu herbaciarzy...
Ojej, przecudny masz ten czajniczek od Pana Andrzeja! <3 Podoba mi się jego "chropawość" i czarne, ornamentalne pasy. Chociaż wiesz, co myślę o parzeniu w nim Namringa. ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ^_^ Oj tak, pamiętam i pozwolę sobie zacytować z Twojego bloga: "...Nie smakuje mi, mam nauczkę na przyszłość, żeby nie tykać się herbat opatrzonych etykietką na D. ;) " Ale na szczęście smaki się zmieniają, więc może kiedyś... ? :)
UsuńMoże, nie wykluczam tego. Chociaż czasem jestem opora na zmiany. ;)
Usuńoporna*
Usuń