7.04.2015

Rooibos: "Creme Brulee" i "Samuraj"

Ostatnio pisałem troszkę o dodatku jogurtu do zielonej herbaty, a dzisiaj składnik ten pojawi się w jednym z suszu czerwonokrzewu afrykańskiego. Muszę przyznać (nie wiem dlaczego, ale bardzo ciekawi mnie jego dodatek), a w połączeniu z rooibosem, którego uwielbiam, powinien to być totalny odlot ;) 

Rooibos Creme Brulee to ten, o którym wspominałem wyżej. Listki czerwonokrzewu zostały wzbogacone nie tylko jogurtem, ale także jagodami, płatkami bławatka oraz aromatem waniliowo-kremowym. Muszę przyznać, że ten kolorystyczny kontrast bardzo cieszy moje oko - czerwień z niebieskim, niczym dwa żywioły: ogień i woda. Parzenie standardowe: jednokrotne, wrzątkiem, 2,5 grama na 150 mililitrów, oraz 5 minut.

Smak naparu jest bardzo przyjemny - kremowy, z lekką nutą jagód. Co najważniejsze aromat samego rooibosa nie jest zagłuszony przez dodatki, a mogę nawet stwierdzić, że został jakby podkreślony i uzupełniony.



Rooibos Samuraj to drugi, nad którym się rozpływam. Jego nazwa jest już bardziej tajemnicza - poprzednia nasuwała jakąś myśl, która mogła stanowić odnośnik do oferowanego smaku. W tym przypadku, obok igiełek czerwonokrzewu, znajdziemy imbir, cynamon, czerwony pieprz, oraz olejek z prażonych migdałów. Całość dopełniają jeszcze maleńkie kwiaty wrzosu, które na tle całości wyglądają przepięknie - z daleka niczym malutkie perełki. Zawsze mam dylemat, czy płatki kwiatów zmieniają w jakikolwiek sposób smak, gdyż raczej ich nie czuję, ale biorąc pod uwagę wartości estetyczne, to muszę przyznać, że są wspaniałe. Parzenie identyczne jak opisane wyżej.


Po zaparzeniu aromat jest bardzo silny - zapach mocno cynamonowy rozchodzi się po całym pokoju z prędkością światła. Smak naparu jest całkiem inny, w porównaniu z zapachem suszu, ponieważ smakuje bardzo słodko, rzeczywiście migdałowo i lekko ciasteczkowo. Cynamon również jest wyczuwalny, czego nie można już powiedzieć o imbirze. Za żadne skarby nie ma nuty jego ostrości. Odrobinę chłodniejszy napar, przypomina mi nuty śmietankowego budyniu.

Obie mieszanki są godne uwagi. Każda z nich oferuje coś innego, jednak Creme Brulee jest dla mnie numerem jeden.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz