18.04.2015

Huang Xiao, czyli klasyczny przykład herbaty żółtej

Kolejnym podejściem do żółtej herbaty (chociaż pamiętam, jak obiecałem sobie że nigdy więcej - jednak niesłusznie) jest Huang Xiao. Herbata ta, pochodzi z Chin, z prowincji Anhui, z ogrodu Tunxi. Jej produkcja, to wykorzystanie procesu men dui, w którym listki poddaje się fermentacji nieenzymatycznej, przez siedem dni.


Wokół tej herbaty krąży wiele historii. Proces jej wytwarzania zaginął, a wytwarzana była już za czasów dynastii Ming (1368-1644) i Quing (1644-1911). Proces jej wytwarzania (który wykorzystuje się dzisiaj) został ponownie "odkryty" w latach 70. XX wieku*. W jakim stopniu jest to ta sama herbata, możemy tylko gdybać, jednak jeżeli nawet rozbieżność jest dość duża, nie przeszkadza to w odkrywaniu jej smaku, aby wyobrazić sobie, jak smakowała ona kiedyś. 

Tuż po otwarciu paczuszki, uderza z niej bardzo mocny aromat orzecha włoskiego. Listki są młode i małe, koloru ciemnobrązowego. Mają delikatne, miejscowe przejaśnienia. Parametry podczas parzenia herbaty: szklany gaiwan o pojemności około 100 mililitrów, woda o temperaturze 80 st. C, 3 gramy suszu.


Po przełożeniu liści do wygrzanego gaiwana, obok prażonych orzechów, pojawiła się nuta owocu kakaowca. Pierwsze parzenie trwało około 1 minuty 15 sekund. Napar był klarowny, słomkowy. Pomimo swojej delikatności koloru, smak okazał się orzechowy. Kolor nie wiązał mi się ze smakiem, ponieważ przy tak jasnym, zwykle oczekuję nut kwiatowych. Natomiast przy orzechu - ciemniejszego naparu. Jednak ten przykład pokazuje mi, jak herbata może zadziwić swoim obliczem. Niestety, nie udało mi się zaobserwować tego słynnego różowego odbicia (ale mój wzrok nie działa najlepiej, więc na niego zwalę winę ;).



Drugie parzenie wydłużyłem o 25 sekund, w porównaniu z pierwszym. Tym razem pojawiła się większa moc naparu, mniej orzechów, i mocniejsza goryczka. Trzecie parzenie - 2 minuty. Napar tym razem znowu delikatny, jednak odrobinę bez wyrazu. W tle wyczuwałem nutę orzechów. Ostatnie parzenie (3 minuty) było bardzo podobne do wcześniejszego, jednak znów odrobinę mocniejsze, za sprawą znacznego wydłużenia czasu.


Podsumowując, herbata smakowała mi najbardziej podczas pierwszego parzenia. Pokazała wtedy swoje najlepsze atuty, których nie udało mi się już wyłowić podczas kolejnych. Na sam koniec, największym zaskoczeniem są dla mnie listki, które po czterokrotnym zaparzaniu przechodzą niesamowitą metamorfozę. Stają się jaśniejsze, i pachną bardzo mocno tymi niesamowitymi orzechami.

*http://oxalis.pl/produkt,687

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz