20.08.2015

Lipton po raz drugi: Asian White

Dzisiaj kolejna pozycja, oferowana przez firmę Lipton. Jak dla mnie jest to herbata-zagadka, ponieważ dość interesujący jest całokształt herbaty w odbiorze przeze mnie, jako konsumenta. Na opakowaniu widnieje ogromny napis ASIAN WHITE, co może sugerować, że mamy do czynienia z herbatą białą. Jednak wczytując się w skład herbaty, czy też patrząc na mniejsze napisy z przodu opakowania, dowiadujemy się, że jest to herbata zielona. Ale najciekawsze jest parzenie (zwykle firma Lipton zaleca wodę o temperaturze 90 stopni dla swoich zielonych herbat), gdyż woda ma mieć [aż] 100 st.C. Muszę przyznać, niezła mieszanka.



Co do składu, to możemy przeczytać, że podstawowym składnikiem jest herbata zielona, w której 11% stanowią pączki liści. Dodatkowo jest tam 5,9% aromatu, oraz 0,8% płatków róży. Same listki przypominają mi herbatę, którą kiedyś zamówiłem, o nazwie Chun Mei. Również były zielono-szare, a w dotyku ich faktura była także bardzo podobna. Te jedynie są drobniejsze, gdyż dalej stanowią składnik herbaty ekspresowej.


Listki zaparzałem zgodnie z zaleceniami, przez 2 minuty. Sam napar wyszedł koloru głęboko żółtego, wpadającego w złotawy odcień. Zapach herbaty jest delikatny, kwiatowo-owocowy, przyjemny, i nie nachalny. Jednak najbardziej obawiałem się smaku (pamiętając o tych sławetnych 100 stopniach). I tutaj Lipton mnie nie rozczarował. Smak okazał się pozbawiony jakiejkolwiek goryczki. Na pierwszy plan wysunął się delikatny smak herbaty, oraz akcent aromatu owocu liczi.


Jeszcze co do samej herbaty, to rozszyfrowywałem jej opis, znajdujący się z tyłu opakowania. Kilka rzeczy pokryło się z moimi spostrzeżeniami, a kilka wyjaśniło moją niepewność. Otóż, Asian White stanowi połączenie zielonej, indonezyjskiej herbaty chunmee, oraz liści chińskiej, białej herbaty Snowbud. Być może ten dodatek zaważył o nazwie całej mieszanki. Przeczytać możemy jeszcze, że jej aromat, stanowi połączenie kwiatu róży, i owocu lychee. Jednak dalej nie rozumiem, skąd oni wzięli tę temperaturę.




Porównując ją z wczorajszą herbatą Liptona, ta wypada o niebo lepiej, i z radością przyznaję, że jeżeli miałbym wybrać herbatę ekspresową, którą zabrałbym ze sobą w podróż, ta byłaby jednym z lepszych wyborów, gdyż nie musimy troszczyć się o temperaturę, a przyzwyczajony do herbat zielonych, nigdy takich ze sobą nie zabieram, ze względu na brak termometru. 

2 komentarze:

  1. Muszę w końcu się przełamać i popróbować te Liptony - od kilku lat nie pijam herbatek w torebkach :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie ekspresówka to też rzadkość :) Co sypana, to sypana :)

      Usuń