Mieliśmy wczoraj Walentynki... W tym krótkim wstępie w postaci zdania nie chodziło mi o to, żeby zapowiedzieć rozważanie kwestii: świętować czy nie; lub czy to dobrze, że takie święta przechodzą z jednej kultury do drugiej, ponieważ nawet jeżeli będziemy największymi przeciwnikami takich zjawisk one i tak nas nie ominą. Spoglądając w tym jakże gorącym czasie na witryny w sklepach, widzimy że są one przepełnione różnego rodzaju gadżetami, prezentami czy mniejszymi upominkami, przeznaczonymi na to święto. Nie powiem, mnie to nie przeszkadza, a czasem nawet podoba... jednak tak na prawdę poziom kiczu sięga czasem zenitu. ;)
Ale do czego zmierzam... grzebiąc wczoraj w szafce z herbatami, znalazłem upominek, który otrzymałem jakiś czas temu: pocztówka, w środku której jest hermetycznie zapakowana herbatka owocowa (z tego co wyczytałem - na bazie rooibosa). Myślałem długo i przyznam szczerze, że nie przypominam sobie, żebym spotkał się z takim czymś w Polsce... a szkoda, bo w sumie taki gadżet mógłby być fajną walentynką dla osoby, którą chcemy w ten dzień jakimś upominkiem obdarować. I z pewnością byłaby lepszym wyborem niż jakieś plastikowe serduszko...
Jak już wspomniałem, na opakowaniu zostało napisane, że jest to herbatka owocowa, w składzie której znajdziemy oprócz jabłka, ananasa, papai, cytryny także zioło rooibosa. Całość zwieńcza oczywiście dość silny aromat, który na szczęście nie zabija zapachu i smaku samego rooibosa. Dodatkowo - nie ma tam hibiskusa! W smaku, jak przystało na aromatyzowaną mieszankę owocowo-ziołową jest słodko (akurat na Walentynki), owocowo i rooibosowo... :)
Ale do czego zmierzam... grzebiąc wczoraj w szafce z herbatami, znalazłem upominek, który otrzymałem jakiś czas temu: pocztówka, w środku której jest hermetycznie zapakowana herbatka owocowa (z tego co wyczytałem - na bazie rooibosa). Myślałem długo i przyznam szczerze, że nie przypominam sobie, żebym spotkał się z takim czymś w Polsce... a szkoda, bo w sumie taki gadżet mógłby być fajną walentynką dla osoby, którą chcemy w ten dzień jakimś upominkiem obdarować. I z pewnością byłaby lepszym wyborem niż jakieś plastikowe serduszko...
Jak już wspomniałem, na opakowaniu zostało napisane, że jest to herbatka owocowa, w składzie której znajdziemy oprócz jabłka, ananasa, papai, cytryny także zioło rooibosa. Całość zwieńcza oczywiście dość silny aromat, który na szczęście nie zabija zapachu i smaku samego rooibosa. Dodatkowo - nie ma tam hibiskusa! W smaku, jak przystało na aromatyzowaną mieszankę owocowo-ziołową jest słodko (akurat na Walentynki), owocowo i rooibosowo... :)
Świetny prezent :) Sam jest dla siebie opakowaniem, wystarczy wypełnić, nakleić znaczek i wysłać. Dobrze, że to rooibos jednak, on lepiej znosi warunki jakie panują w transportach pocztowych ;)
OdpowiedzUsuńNo tak... jakby to była jakaś zielona, to nawet nie chcę myśleć jak wyglądałaby po otwarciu... trzeba byłoby przygotować filtr papierowy i... zrobić ekspresówkę :D
UsuńKurcze, pomysł ciekawy, ale chyba tylko właśnie jako "ciekawostka", dla innych żeby spróbowali czegoś odmiennego od czarnej herbaty z torebek :-). Herbaciarze pewnie spojrzą na to z przymrużeniem oka ;-)
OdpowiedzUsuńDokładnie trzeba spojrzeć na to z przymrużeniem oka. ;) Tak jak mówisz... z pewnością każdy spijacz czarnej herbaty na sznureczku doceni zawartość takiego wynalazku. :)
UsuńIdea świetna! Dość oryginalna i nie tak oblatana, jak owe serduszka, miśki itp. Taki symboliczny drobiazg, a może ucieszyć zarówno zwykłego "pijacza torebek", jak i herbacianego smakosza. :)
OdpowiedzUsuńTak, też mi się pomysł bardzo spodobał :) Na początku nie zamierzałem pisać o niej, ale w związku z walentynkami, kiedy na dodatek wpadła mi w ręce, naszły mnie takie mini refleksje... :)
Usuń