Dzisiaj wpis będzie dla mnie szczególny... ponieważ jak zapowiada sam tytuł, już setny raz męczę Was swoimi wypocinami. Tym razem nie mogą to być jakieś zioła, herbatki, ekspresówki czy nawet pierwsza lepsza herbata. Dobrym mógłby okazać się tajwański Bai Hao oolong, nazywany też Champagne oolongiem, jednak wpis o nim powstał już jakiś czas temu. W takim razie czym mógłbym ugościć odwiedzających? Myślę, że pozycja z Wielkiej Dziesiątki Chińskich herbat będzie trafnym wyborem. Na dodatek w wersji premium to już w ogóle... tak, wybór padł na Long Jinga (nazwa w sklepie: Premium Dragon Well Long Jing Green Tea). Herbata przyszła do mnie prosto z Chin od TeaVivre, dzięki konkursowi zorganizowanemu przez Danutę na Jej blogu, na który serdecznie zapraszam.
W związku z tym, że z natury chomikuję różne rzeczy, to te lepsze trzymam na odpowiednią okazję... jednak setny wpis wydaje się być tą dobrą okazją. Tym bardziej że 15 kwietnia minie rok od zbiorów tego Long Jinga. Na szczęście liście zostały hermetycznie zapakowane w małe torebeczki po 7 gramów, chroniące je przed czasem oraz przed takimi chomikami jak ja.
Long Jing pochodzi z Shifeng Mountain, Xihu w mieście Hangzhou, znajdującego się w prowincji Zhejiang. Parzenie, według zaleceń, wykonałem w szklanym gaiwanie. Na 100 mililitrów wody użyłem połowę opakowania, czyli 3,5 grama herbaty. Woda miała temperaturę 80 stopni. Wykonałem cztery parzenia, trwające kolejno: 0:25, 0:40, 1:20; 2:00 (zamiast wstępnego płukania liści, które miało trwać ~5 sekund, wydłużyłem czas pierwszego parzenia... jakoś szkoda było mi utraty tego smaku).
Po otwarciu paczuszki, poczułem niebywały i bardzo silny zapach, który skojarzył mi się z orzechami. Jednak po przesypaniu ich do ogrzanego naczynia, silnym okazał się roślinny, nawet trawiasty akcent.
Napar miał zwykle dość jasny, żółto-zielony kolor. Aromat był to toślinny, to orzechowy, czasem lekko kwiatowy (niczym bardzo drobne kwiaty pośród wysokich traw na łące). Brakowało mi jedynie wiosennego czy letniego Słońca (tego prawdziwego...).
Jednak smak... był po prostu obłędny! Przy pierwszym parzeniu - świeży, pozbawiony goryczki. Dało się wyczuć silną roślinność, splatającą się z orzechowym posmakiem.
Już przy drugim, na pierwszy plan wysunęły się orzechy, a wraz z nimi wrażenie umykająca goryczka, która dopiero wzrosła przy trzecim zalaniu. Ostatnie dało znać, że będzie to już koniec tej herbaty. Pomimo wszystko było smaczne, delikatniejsze od dwóch pozostałych. Odznaczało się plątaniną orzechów i traw.
O tej samej herbacie pisała na swoim blogu także Deni (post). Zapraszam do przeczytania Jej relacji z parzenia Long Jinga.
W przypadku tej herbaty nie może zabraknąć wyjaśnienia, skąd wzięła się taka barwna nazwa. Zgodnie z legendą, wywodzi się ona od żyjącego w studni smoka. Tańczące w wodzie listki także mogą przypominać jego pląsy. Należy jeszcze podkreślić, że Long Jing jest jedną z najstarszych chińskich tradycyjnych herbat, a jak podają źródła, jej początki sięgają okresu sprzed 1700 lat. Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić ją, pamiętając o szukaniu liści lepszej jakości.
Napar miał zwykle dość jasny, żółto-zielony kolor. Aromat był to toślinny, to orzechowy, czasem lekko kwiatowy (niczym bardzo drobne kwiaty pośród wysokich traw na łące). Brakowało mi jedynie wiosennego czy letniego Słońca (tego prawdziwego...).
Liście po pierwszym parzeniu. |
Jednak smak... był po prostu obłędny! Przy pierwszym parzeniu - świeży, pozbawiony goryczki. Dało się wyczuć silną roślinność, splatającą się z orzechowym posmakiem.
Już przy drugim, na pierwszy plan wysunęły się orzechy, a wraz z nimi wrażenie umykająca goryczka, która dopiero wzrosła przy trzecim zalaniu. Ostatnie dało znać, że będzie to już koniec tej herbaty. Pomimo wszystko było smaczne, delikatniejsze od dwóch pozostałych. Odznaczało się plątaniną orzechów i traw.
O tej samej herbacie pisała na swoim blogu także Deni (post). Zapraszam do przeczytania Jej relacji z parzenia Long Jinga.
W przypadku tej herbaty nie może zabraknąć wyjaśnienia, skąd wzięła się taka barwna nazwa. Zgodnie z legendą, wywodzi się ona od żyjącego w studni smoka. Tańczące w wodzie listki także mogą przypominać jego pląsy. Należy jeszcze podkreślić, że Long Jing jest jedną z najstarszych chińskich tradycyjnych herbat, a jak podają źródła, jej początki sięgają okresu sprzed 1700 lat. Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić ją, pamiętając o szukaniu liści lepszej jakości.
Twój opis nie pozostawia złudzeń - to z całą pewnością jest herbata jakości premium. Raz tylko do tej pory zdarzyło mi się spróbować dobrej jakości chińskiej zielonej herbaty i wiem, o czym piszesz. To naprawdę wspaniały smak.
OdpowiedzUsuńWybranie tej herbaty na tak okrągły wpis było bardzo dobrą decyzją, okrągłe liczby trzeba świętować na bogato! ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wielu kolejnych wpisów i morza herbaty (zarówno w przenośni, pij i pij, jak i dosłownie, bo herbacianej ceramiki nigdy za wiele :)
Z pewnością dobra ręka mogłaby z niej wyciągnąć jeszcze więcej :) Nie chcąc jej zepsuć, kierowałem się zasadami, które polecił sklep (no prawie... bez tego budzenia). Kiedy przeczytałem że parzenie ma trwać 20 sekund, przyznam, że się zdziwiłem... Ale wiem, że to była dobra decyzja. Teraz inne herbaty próbuję tak zaparzyć, ale nie... nie pasuje... Widać, że napisali o takich parametrach, bo znają swój produkt :) Mam od nich jeszcze 4 inne herbaty w takich uroczych mini-paczuszkach. Chyba długo nie poleżą, tym bardziej że Huang Shan Mao Feng już od dawna chciałem spróbować :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo bardzo za miłe słowa :)
Przy "pij i pij" się uśmiałem jak nigdy, bo pomyślałem sobie, że będę pić i pić aż mi czymś wyjdzie :D hahaha :D Ale odnośnie do herbaty to jest niemożliwe... na szczęście :D A morza herbaty, tak... tego nigdy za wiele :)
Pozdrawiam Cię serdecznie!! :)
Łukaszu, bardzo sugestywnie opisałeś tę Smoczą Studnię - nabrałam ochoty na jej spróbowanie :) tym bardziej, że na zdjęciach widać piękne liście w uroczym kolorze soczystej, świeżej zieleni...:) Domyślam się, że taniec tych listków w szklanym gaiwanie był niezwykle wyciszającym i radosnym spektaklem ;)Gratuluję z całego serca okrągłego wpisu - nie osiadaj na laurach ;) serdeczności! :)
OdpowiedzUsuńByła na prawdę genialna. Kiedyś miałem już Long Jinga, ale zawiodłem się na tej herbacie... teraz wiem już, że była po prostu kiepska... Za to tej się chce i chce... :) Muszę chyba poczytać o tym, jak zamawiać herbaty z Chin... (może popularny Aliexpress)? Nawet widziałem tam ciekawe rzeczy, np. prasowane w dysk pąki Ya Bao... ale ja to mam do takich rzeczy niestety dwie lewe ręce :D
UsuńZdecydowanie... podczas pierwszych dwóch zalań ładnie się tam pokręciły :) Przy dwóch ostatnich było ich już na tyle dużo, że nie miały niestety gdzie ;)
Dziękuję ślicznie! :) Pozdrawiam serdecznie!! :)
100 wpisów! Gratulacje! Pamiętam te próbki z Tea Vivre... mniam. Ale tam akurat te pozostałe bardziej mi zapadły w kubki smakowe niż Lung Jing, którego bardzo dobrą wersję miałam z eHerbaty wcześniej.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :) a pamiętasz może jaki był to Long Jing? Bo widziałem że mają cztery wersje, a już od jakiegoś czasu zamierzam kupić An Ji Bai Long Jing... :) chociaż supergrade też wygląda całkiem całkiem :) Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń