10.09.2014

Japan Shincha Kirisakura 2014

Przechadzając się po ogródku, zauważyłem rzecz, która mnie niezwykle zainteresowała. Wiśnia rosnąca odkąd pamiętam, teraz (pod koniec lata - we wrześniu) zakwitła. Jest to kilka kwiatów, ale jak dla mnie - są one czymś niezwykłym. 




Kiedy przyszedłem do domu, myślałem nad tym co zobaczyłem. Łącząc fakty, pomyślałem, że jest to świetny czas na zaparzenie Shinchy, którą otrzymałem niedawno na urodziny. Herbata ta, jest senchą, z pierwszego wiosennego zbioru w Kraju Kwitnącej Wiśni. 



Japan Shincha Kirisakura - ostatni człon nazwy, oznacza "kwiat wiśni we mgle". Jej listki, kształtem przypominają delikatne, malutkie igiełki, o kolorze głębokiej, ciemnej zieleni. Sam ich widok zachęca do przygotowania naparu. 



Listki parzyłem w gaiwanie, który (jak dla mnie) imituje shiboridashi, którego jeszcze nie mam w swojej kolekcji. Woda miała niewiele ponad 60st. C. Proporcja jaką zastosowałem, to 1,5g na 100ml. Pierwsze parzenie trwało 1 minutę, Napar wyszedł jasnozielony, a smak morski, trawiasty, delikatny a zarazem dający mocne odczucia smakowe. 

Napar z pierwszego parzenia.

Drugie parzenie również trwało 1 minutę. Kolor wyszedł zielony, według mnie ciemniejszy od pierwszego parzenia. Smak również bardziej zdecydowany, mocniejszy, jednak równie słodziutki, pozostawiający na długo przyjemny posmak. 



Za trzecim razem, listki parzyłem już półtorej minuty. Kolor jakby jaśniejszy, jednak mam wrażenie, że za każdym razem staje się on coraz bardziej zielony. Jednak może być to złudzenie, ponieważ parząc tę herbatę, radość wprost kipi ze mnie. 
Sam smak okazał się delikatniejszy, totalnie pozbawiony goryczy, której delikatną nutę odczuwałem w poprzednich parzeniach. 

Czwarte parzenie: czuję, że to niestety ostatnie parzenie. Napar blady, jednak smak dalej urzekający. 



Kiedy rok temu zakupiłem pierwszy raz Shinchę, pani w sklepie doradziła mi, aby po wykonanych parzeniach listki zjeść. Uważam to za świetny pomysł, ponieważ herbata nie należy do najtańszych, a w ten sposób można ją wykorzystać do samego końca. Listki są mięciutkie, młodziutkie, pyszniutkie :) Ewidentnie zachęcają do ich spożycia. 

Nie wiem, czy nabrałem większej wprawy, jednak czuję, że teraz - w 2014 roku bardziej doceniłem majestatyczność tego wyjątkowego specjału z pierwszego zbioru, w porównaniu z zeszłym rokiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz